Bitwę o Chicago przegraliśmy z kretesem.
Polegliśmy po całości. I o ile nasi przeciwnicy nie grali jakoś rewelacyjnie o tyle my w obu tych meczach zagraliśmy totalne dno. Zaangażowanie w grę na poziomie meczu przedsezonowego, skuteczność jak po letniej przerwie i kompletny brak pomysłu na grę. Tak w skrócie można zrelacjonować obydwa spotkania w naszej hali, zapewne ostatnie w tym sezonie. Za całą relację niech zatem wystarczą liczby:
33 celne rzuty na 84 oddane w pierwszym meczu oraz 35 celnych na 90 w meczu drugim.
9 na 34 trójek w meczu pierwszym oraz 9 na 36 w drugim. (15 na 41 orz 17 na 33 Kozłów)
Nasza gwiazda DeMar oddaje w meczu pierwszym 9 rzutów, trafiając 4. W drugim zaś 20 i trafia 8 razy.
W najważniejszym meczu sezonu nasze gwiazdy Zach i DeMar zdobywają razem 26 punktów.
Liczb naszej wspaniałej ławki nawet nie zamierzam tu przedstawiać.
Przegrywamy oba spotkania na własnym parkiecie. I ja powiem tak, mogliśmy te spotkania przegrać pokazując wolę walki i serce, pokazując zaangażowanie i pomysł na grę. Przegraliśmy je nie pokazując nic z tych rzeczy. A tego w PO nie powinno się robić. Leżał nie tylko atak, leżała również obrona. O ile podwajanie Greka jakoś działało o tyle krycie na obwodzie to był kryminał. Przeciwnicy rzucali sobie zza łuku jak na treningu totalnie pozbawieni presji obrony. Przyczepić można się również do rotacji. Zastanawia mnie najbardziej dlaczego tak mało minut odstał Green, który rozegrał dobry całkiem sezon. Przed nami najprawdopodobniej ostatni mecz sezonu. Życzę nam tylko tego, byśmy podjęli walkę i pokazali, że nie przypadkiem cały ten sezon dostarczył nam tyle radości.