Zaloguj

Zaloguj

JimbOylennnnB.png

Wszyscy zastanawiamy się jak to możliwe, że Jim Boylen wciąż utrzymuje posadę trenera. Bulls desperacko potrzebują nowego trenera jednak w Chicago mają swoje powody, dla których nie powinniśmy spodziewać się zmian. Przynajmniej nie w trakcie trwającego sezonu. Zwolnienia Jima Boylena możemy się spodziewać zapewne dopiero po zakończeniu sezonu. Zapraszam na przygodę w Byczym Uniwersum, którego głównymi bohaterami są Jim Boylen, John Paxson i Jerry Reinsdorf. Pomijam niemałą rolę Gara Formana, jednak uznałem, że obecnie jego rola ma mniejsze znaczenie niż wtedy gdy obejmował posadę w 2009 roku.

***

Sezon wymykał się Jimowi Boylenowi spod kontroli. Beznadziejna gra, porażka za porażką i nic co pozwalało mieć nadzieję na zmianę takiego stanu rzeczy. Jego zespół nie potrafił zamykać spotkań i wygrywać u siebie. Frekwencja na trybunach spadała. Fani głośno demonstrowali swoje niezadowolenie. Progres, który miał przyjść wraz z jego zatrudnieniem nie przychodził. Stawiając czoła kryzysowi Boylen postanowił nie zmieniać swoich metod i nie szukać nowych rozwiązań. Jego wywiady mecz po meczu były coraz słabsze, zwalanie winy na zawodników stało się standardem tak samo jak powielanie schematów, które nie działały. Pierwsze doniesienia o buncie zawodników nie zdziwiły nikogo kto uważnie śledził poczynania Jima i jego drużyny.

Tak mniej więcej prezentuje się w pigułce historia kariery trenerskiej Jima Boylena, jednak nie był to opis tego co wydarzało się w Chicago. Zaskoczeni ? Tak właśnie wyglądała przygoda naszego łysego mistrza jako head coacha Utah w NCAA. Szefowie Boylena na poziomie koszykówki akademickiej uświadomili sobie jednak swój błąd i przełknęli stratę pieniędzy, którą zmuszeni byli ponieść zwalniając Jima. Niestety w Chicago brakuje równie mądrych ludzi i zamiast zakończenia współpracy i próby ratowania sezonu jesteśmy świadkami tego jak Gar Forman i John Paxson zapewniają o ich pełnym poparciu dla trenera, który właśnie marnuje kolejny sezon i potencjał bardzo utalentowanej grupy młodych zawodników. Czy ktoś tam wie, że to już 3 sezon przebudowy licząc od czasu wymiany Jimmiego Butlera do Timberwolves ? Biorąc pod uwagę wypowiedzi udzielane mediom przez genialny duet jest całkiem prawdopodobne, że zdaniem GarPax przebudowa to proces obliczony na 10, 20 albo i 40 lat.

Trwający obecnie sezon 2019/2020 miał być tym, w którym młoda drużyna Chicago Bulls wyjdzie w końcu z piwnicy NBA. Jim Boylen i jego szef John Pasxon przed sezonem, w trakcie media, publicznie wyznaczyli zespołowi jasny cel – walka o playoffs. Złośliwi powiedzą, że walka o playoffs nie oznacza przecież wejścia do playoffs. Tradycyjnie już Bulls nie dokonali żadnych wielkich ruchów we free agency, ale dodali kolejną porcję talentu z draftu i wsparli swoją młodą ekipę podpisaniem dwóch weteranów. Wydawało się więc, że szumnie zapowiadana walka o playoffs w tak słabej konferencji wschodniej nie jest celem z kosmosu. Był to cel realistyczny i racjonalny na tym etapie przebudowy, zwłaszcza biorąc pod uwagę zmiany, do których latem doszło w lidze.

GettyImages-1182356412.jpg

Możliwe, że w innych warunkach, pod wodzą innego trenera i rządami innego GM’a byli byśmy świadkami realizacji tego celu i rozwoju poszczególnych zawodników. Niestety jest inaczej i Bulls po raz kolejny są jedną z najgorszych ekip w lidze. Dzieje się to z różnych powodów, jednak u źródła wielu z nich znajduje się Jim Boylen ze swoim niezaprzeczalnym talentem numer 1 – umiejętnością bycia najbardziej destrukcyjnym trenerem w lidze. Jesteśmy przecież świeżo po konflikcie trenera z Zachem Lavine.

Osoba Boylena na ławce trenerskiej Byków od samego początku zwiastowała katastrofę. W swoim trzecim spotkaniu po tym jak zastąpił na stanowisku Freda Hoiberga Bulls doznali najwyższej porażki na własnym parkiecie w historii, przegrywając 56 punktami z Boston Celtics. Powód tak wysokiej porażki ? Było ich wiele ale jednym z ważniejszych był fakt zdjęcia starterów na 21 minut przed końcem spotkania. Po meczu Boylen powiedział mediom, że już zaplanował poranny trening ponieważ nie chce by jego zespół „przegrał podwójnie” przez brak umiejętności wyciągania wniosków ze swoich błędów. Zawodnicy, którzy byli w trakcie rozgrywania 3 spotkań na przestrzeni 4 dni nie zamierzali stawić się na zaplanowany trening.

Co było dalej ? Doniesienia medialne o buncie szatni przeciwko trenerowi, co dla Jima Boylena nie powinno być przecież niczym nowym. Gdy był w Utah, w ciągu 2 lat z programu odeszło 7 graczy. Niestety zawodnicy w Chicago nie mają możliwości zmiany programu jak gracze na poziomie akademickim.

96boylen0x0.jpg

Boylen terroryzował zawodników treningami. Powstało sławne już „leadership commitee”, o którym nie zamierzam się rozpisywać. Jim przegrywał w rekordowym tempie, stał się posiadaczem najgorszego procentu wygranych spotkań spośród aktywnych trenerów, którzy mają za sobą co najmniej sezon doświadczenia w NBA. Co zrobili z tym wszystkim włodarze Chicago Bulls ? Przedłużyli z nim umowę i postanowili nie szukać innego trenera dzięki czemu zaoszczędzili pieniądze stracone przy zwolnieniu Freda Hoiberga.

Przygoda trwa a Boylen jest ucieleśnieniem słowa „karykatura”, cytując „Field of dreams” podczas tłumaczenia kolejnej fatalnej porażki w rozmowie z mediami. Przed sezonem 19/20 stwierdził, że jego celem jest by zespół notował średnio 35 asyst na mecz, co oczywiście się nie stało. Nie trafił się ani jeden mecz z 35 asystami. Po meczu z najgorszymi w lidze Warriors stwierdził, że ta porażka nie jest powodem do wstydu. Ciężko się z nim nie zgodzić skoro kilka dni później przegraliśmy z Warriors po raz drugi, to dopiero wstyd. To o czym mówi Jim Boylen tłumacząc porażki to zazwyczaj jakieś gadki o duszy i sercu, nigdy o tym co warto zmienić lub usprawnić by poprawić grę i wyniki. Na dopełnienie obrazu nędzy i rozpaczy spadła kolejna informacja – Boylen dostał zakaz rozmawiania z mediami na temat stanu zdrowia zawodników.

https://twitter.com/i/status/1200659197194592256

Jim Boylen powiedział, że opiera swoją pracę na wierze. To dobrze dla niego ponieważ matematyka pokazała by mu, że niestety ale nie nadaje się do tej roboty. Bulls pod wodzą Boylena mają trzecią najgorszą ofensywę w NBA. W obronie, jego ultra agresywne schematy sprawiają, że drużyna wymusza dużo strat rywala jednak kosztem nieudanych prób stealu są łatwe rzuty spod kosza i trójki z narożnika dla drużyn grających wystarczająco mądrą koszykówkę by rozszyfrować defensywę Byków. Wiem, że w grudniu możemy pochwalić się top 3 obroną w NBA jednak jest ona bezużyteczna w zestawieniu z beznadziejną ofensywą. W dzisiejszej grze spotkania wygrywa atak. Bulls Boylena nie potrafią zbierać, punktować w pomalowanym ani trafiać z dystansu. Jeżeli coś już wpada jest to raczej przypadek niż zasługa wypracowanych zagrań. Jim oczywiście nie robi nic by zmienić ten stan rzeczy. Oglądamy bez końca te same schematy i tę samą rotację. Ewentualne zmiany w rotacji wywołane są kontuzjami zamiast próbami zastosowania innych rozwiązań w miejsce tych, które nie działają.

Kolejna sprawa to to jak pod wodzą Jima Boylena ma się nasz „young core”. Powiedzieć o stagnacji w rozwoju to łagodna ocena. Tymbardziej warto docenić stosunkowo dobrą grę Zacha i Wendella, która ma miejsce nie dzięki trenerowi, a raczej mimo tego kto jest ich trenerem. Lauri Markkanen wygląda fatalnie od początku sezonu – zarówno fizycznie jak i mentalnie co objawia się brakiem odwagi w grze i słabą skutecznością z dystansu. Co prawda w grudniu Lauri wygląda już znacznie lepiej jednak warto wstrzymać się z obwieszczaniem powrotu Fina jakiego znamy i poczekać czy za chwilę nie wróci ta wersja Finnishera, którą mieliśmy wątpliwą przyjemność oglądać od początku sezonu (nie licząc świetnego meczu na inaugurację sezonu). Wendell, wchodzący do NBA z łatką centra, który świetnie rzuca i podaje nie robi w NBA dwóch rzeczy – nie rzuca i nie podaje. Coby White czy Daniel Gafford mają z pewnością wielki talent, jednak forma Cobego to sinusoida a minuty Gafforda są zbyt małe i raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy w rozwój młodych graczy pod okiem Boylena.

Mimo tego całego bałaganu, Paxson w rozmowie z mediami zapewnił, że Jim Boylen nie siedzi na „gorącym krześle”. Zapewnił również, że zauważa postępy drużyny za zamkniętymi drzwiami, czego nie widzą ludzie spoza klubu. Swoje zdanie opiera na tym co on i Doug Collins obserwują na treningach i sesjach wideo. Wszystko jasno wskazuje na brak kompetencji Jima Boylena, na jego szczęście John Paxson jest z niego bardzo zadowolony. Być może powodem tego zadowolenia jest to, że Paxson nie chce być jedynym beznadziejnym gościem na ważnym stanowisku w organizacji.

garpax.png

Boylen jest niczym innym jak tylko marionetką w rękach duetu GarPax. Dzięki niemu główna krytyka za złe decyzje i fatalną postawę na boisku spada na trenera zamiast na najbardziej nieudolny duet w NBA. Nikt nie zastanawia się jak w tej roli odnajduje się Jim ale można zakładać, że nie ma innego wyjścia. Chicago Bulls to zapewne jego pierwsza i ostatnia posada jako head coach w NBA, a to wystarczy by robić za żywą tarczę swoich mocodawców.

John Paxson pracuje w Bulls od 17 lat i tym co nie zmienia się przez te wszystkie lata jest jego brak kompetencji i nieumiejętność w dogadywaniu się z kolejnymi trenerami. Historii jest wiele … np. pewnego razu podobno Paxson dusił Del Negro w szatni podczas sprzeczki o minuty Joakima Noah. Tom Thibodeau publicznie krytykował Paxa za zwolnienie jego asystenta Rona Adamsa. Paxson zwolnił Scotta Skilesa w Boże Narodzenie a Fred Hoiberg wyleciał gdy jego najważniejsi gracze byli kontuzjowani. Żeby nie było nieporozumień – Hoiberg nie był wielkim trenerem i jak każdy marzyłem o jego zwolnieniu ale wydaje mi się, że miał więcej talentu niż Boylen i zrobił mniej by zasłużyć na utratę posady niż Jim. Z pewnością miał do dyspozycji mniej konkurencyjny skład a nasza ofensywa za jego czasów wyglądała lepiej niż obecnie.

Przejdźmy do kolejnych atutów Paxsona - dostrzeganie i korzystanie z potencjału poszczególnych zawodników. Ten gość i w tym aspekcie nie ma o niczym pojęcia. Wymiana Jimmiego Butlera po latach wygląda jeszcze gorzej niż w dniu wymiany ale nie tylko to jest powodem tego co obecnie ma miejsce w Chicago. Pax może się przecież pochwalić tym, że wolał Cartera-Williamsa i Canaana od Spencera Dinwiddiego, który był na przedsezonowym campie Bulls. Tradycyjnie już Paxson nie dokonuje wymian by usprawnić roster w trakcie sezonu oraz nie jest w stanie podpisywać znaczących nazwisk we free agency. Po tylu latach do dziś na konferencjach słyszymy o kontuzji Derricka Rose jako przyczynie obecnego stanu rzeczy. Mimo wszystko ktoś daje przyzwolenie na takie działania a sam Paxson w duecie z Formanem, wspierany przez Collinsa oraz Boylena zabierają fanbase Bulls w podróż, której celem jest przemierzanie kolejnych poziomów dna.

John Paxson swoim rzutem w Finałach 1993 roku załatwił sobie prawdopodobnie pracę na całe życie. Większość ludzi, którzy mieli okazję pracować pod nim zauważyli w nim człowieka, który nie jest zdolny dogadać się z ludźmi, którzy mają większe pojęcie o koszykówce i chcą iść z duchem czasu oraz rozwojem gry. Mimo wszystko bezpieczeństwo jego posady jest niepodważalne, a głównym powodem takiego stanu rzeczy jest to, że właściciele Chicago Bulls nie dbają o to by wykorzystać w pełni potencjał legendarnej wręcz organizacji. Nie spodziewajmy się więc zmian skoro ludzie na samej górze nie dostrzegają lub nie chcą dostrzegać problemów. Przynajmniej dopóki kasa się zgadza.

firegarpaxnew.jpg

Właściciel Byków Jerry Reinsdorf pewnego razu powiedział, że koszykówka to tylko gra, a baseball to religia. Mimo tych wzniosłych słów jego zespół – White Sox nie załapał się w ostatniej dekadzie ani razu do playoffs. Rzekomo powiedział też, że Bulls powinni zawsze celować niżej niż szczyt, tak by fani zawsze byli głodni czegoś więcej. Ciężko zweryfikować ten drugi cytat ale patrząc na historię i sposób zarządzania zespołem przez Reinsdorfa można uwierzyć w jego prawdziwość. Dzięki takiemu podejściu jesteśmy dziś w tym miejscu i w tej sytuacji. Jerry Reinsdorf chyba nie dopuszcza do siebie myśli, że legenda Jordana kiedyś minie a wściekli fani przestaną chodzić na mecze i kupować koszulki oraz gadżety.

To co jest błogosławieństwem dla organizacji z Chicago to kibice. Fanbase Bulls to ludzie z całego świata, nie tylko osoby mieszkające w Chciago, które jest trzecim największym rynkiem w USA. To wszystko jest zasługą sukcesyów lat 90’ a ownership Byków wydaje się myśleć, że już zawsze będą w stanie zarabiać pieniądze na wspomnieniach legendarnej drużyny i legendarnego zawodnika. Dojenie legendy i kasa na niej zarabiana kiedyś się skończy i być może dopiero wtedy doczekamy się większych zmian.

Problemy Chicago Bulls ciągną się od samej góry do samego dołu. Reinsdorf jest zbyt lojalny, zbyt leniwy i zbyt skąpy by zwolnić Paxsona. To praktycznie rodzina. Paxson wie, że zwolnienie Boylena w trakcie sezonu będzie przyznaniem się do porażki. Paxson wie również, że prawdopodobnie nie znajdzie drugiego trenera, który tak łatwo podporządkuje się jego pomysłom. Jim Boylen … to jedynie wierzchołek góry lodowej problemów Bulls.

To wszystko o czym wspomniałem wyżej to powody, dla których Jim Boylen nadal jest trenerem Byków, bez względu na to, że na mecze chodzi coraz mniej kibiców i spadającą wartości produktu jakim jest marka Chicago Bulls. Każdy kto poświęca przynajmniej kilka minut dziennie NBA z łatwością zauważy, że Bulls to organizacja w stanie rozkładu, w której nie planuje się zmian mających na celu zmianę obecnego stanu rzeczu. Nic więc dziwnego, że wielkie nazwiska nie planują tu grać. Przed sezonem Paxson mydlił wszystkim oczy ambicjami zespołu, jednak trzymając Boylena w klubie udowadnia jedynie, że sam nie ma żadnych ambicji związanych z sukcesami sportowymi.

Jim Boylen stał się więc twarzą obecnych problemów Chicago Bulls jednak daleko mu do bycia ich główną przyczyną. Problemy, które widzimy nie są powiązane tylko z tym sezonem, są raczej wypadkową problemów instytucjonalnych, które nagromadziły się na przestrzeni ostatnich dwóch dekad.

Nam pozostaje tylko wytrwale kibicować w nadziei, że doczekamy dnia, w którym pożegnamy Jima Boylena, Johna Paxsona i Gara Formana. Moim osobistym życzeniem byłoby też pożegnanie się z Jerrym Reinsdorfem. Wydaje mi się, że tej drużynie pomóc może jedynie całkowita zmiana – nowi właściciele, którym będzie zależeć na sukcesie sportowym oraz GM i head coach, którzy będą posiadali doświadczenie, umiejętności i pomysł na odbudowę wielkich Chicago Bulls.

Na pocieszenie zostawiam Was z najlepszym indywidualnym występem na przestrzeni ostatnich trzech sezonów. Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, oby lepszego w wykonaniu Byków.

[źródło: sbnation.com, nba.com, twitter.com]

 

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież