Witajcie wierni fani Byczoptymizmu. Dziś w naszej relacji z mistrzowskiego sezonu przyszyła pora na opowieść o bitwie pod Milwaukee. Bitwie, od której wyniku zależał los wojny. A było to tak…
- Moi dzielni wojownicy – słowa te wypowiedział Billy wchodząc do sali konferencyjnej Byków, w której zebrał się cały skład przyszłych mistrzów. – Plan jaki zrodził się w mej głowie nie jest łatwy ani przyjemny, plan ten będzie również wymagał ofiar. – DeMarowi ciarki przeszły po plecach gdy trener na dłużej zatrzymał wzrok na jego osobie. Wszyscy pokiwali zaś głowami wiedząc, że przed nimi ważna bitwa.
- Przed nami ważna bitwa i Abu ją wygrać musimy przegrać – słowa te zabrzmiały jak z jakiegoś karatekida czy innej kungfupandy niemniej nikt z obecnych nie odważył się tego skomentować.
- Plan jest prosty – mówił dalej Donovan – w nadchodzącej bitwie musimy wygrać jeden mecz. -Musimy z tego wyjazdu wrócić do naszej twierdzy z wynikiem 1 -1.
- Ale jak to zrobić? Oni są mistrzem a nas skazują na pożarcie – wyrwał się niecierpliwy jak zawsze Caruso.
- Wszystko jest tutaj – popukał się placem w czoło Billy – wszystko kryje się w zdaniu, że aby wygrać trzeba przegrać. – DeMarowi znów nie wiedzieć czemu ciarki przeszły po plecach.
- Co zatem robimy? – odważył się spytać by przerwać milczenie, które zapadło w Sali. – Jaki jest plan trenerze.
- Genialny – odparł Billy. - Genialny! - Potoczył wzrokiem po swoich zawodnikach. – Nikt nie spodziewa się, że damy radę wygrać u nich choć jeden mecz. Wszyscy skazują nas na pożarcie. Wszyscy twierdzą, że ten kozioł łyknie nas bez przegrywania i bez popitki. Wiec co musimy zrobić? – pytanie to zwisło w powietrzu jak smród w szatni po ciężkim treningu. – Ktoś coś? – drążył dalej Billy. DeMar podniósł głowę, spojrzał na kolegów – Przegrać – powiedział słabym głosem. – Musimy przegrać.
Na twarzy trenera pojawił się uśmiech zrozumienia i ulgi. – Tak jest drogi chłopcze. Widzę, że już wiesz.
- Ale że jak! Ale że co wiesz! Powiedz – rozległo się z każdego miejsca sali. – Mów żesz wreszcie po polsku – powiedział Zach.
- Plan jest taki moje drogie Byki. Skoro nikt nie spodziewa się po nas zwycięstwa my po prostu tego nie wygramy. W pierwszym meczu przegramy robiąc to czego wszyscy się po nas spodziewają. Robiąc to w sposób spektakularny. Ale żeby mogło to odnieść skutek musimy przegrać tracąc blask naszej gwiazdy. – Tu trener spojrzał znów na DeMara – widzę, że ty już wiesz – powiedział – może wytłumaczysz chłopakom?
DeMar wstał z miejsca, a wstając jak by urósł, jak by nabrał jeszcze większej pewności siebie.
- Więc tak chłopaki. Wszyscy oczekują, że to przegramy. Ale nie tylko. Wszyscy oczekują też, że ja zawiodę, że jak zwykle nie udźwignę na swoich wątłych barkach ciężaru PO. Musimy zatem zrobić tak, by po pierwszym meczu dokładnie tak to wyglądało.
- Mowy nie ma! – Zach zerwał się z miejsca – to się nie stanie bracie, nie możesz!
- Muszę – DeMar stął nie ugięty – tylko tak wygramy drugi mecz i wrócimy do domu przy stanie 1 – 1. Nie zapominaj, że to mistrzowie, nie zapominaj , że w ich szeregach walczy bestyja z Grecyji. Na ich terenie wsystko co możemy uzyskać to wykraść im przewagę hali. Ale by to zrobić musimy pójść na ten bezlitosny dla mnie plan trenera. – Zach słysząc te słowa jak by zapadł się w sobie, zgiął się w pół i złapał się za brzuch. Po chwili wyprostował się jednak i jak by nabrał pewności. W jego oku pojawił się błysk.
- Pomogę ci – oznajmił mocnym głosem – masz mój miecz.
- Brawo chłopaki, brawo – powiedział trener ocierając łzę z oka – wiedziałem, że zrozumiecie.
- Ale że co? – zapytała reszta – Co wy zamierzacie zrobić?
- Spudłuję tyle rzutów ile się da – powiedział pewnym głosem DeMar – utwierdzę wszystkich w przekonaniu, że mają rację, że ja nie dam rady grać w PO, że znów zawiodę…
- Nie będziesz w tym osamotniony – przerwał mu Zach – pomogę jak mogę.
- A wtedy – wszedł mu w słowo Billy – spokojnie wygramy drugi mecz, gdyż przeciwnicy tak się rozluźnią, tak nas zlekceważą, że nie będą mieli szans.
Po tych słowach w sali rozległy się brawa. Klaskali wszyscy a trener Donovan ze wzruszeniem patrzył na swój zespół.
I taka to jest moi mili historia tego wielkiego zwycięstwa. Tak było, a kto tam był zaświadczyć może, żem prawdę tu przedstawił.